poniedziałek, 22 października 2012

Takie jest c'est la vie

Korzystając z moich dwutygodniowych wakacji, odpowiadam na prośby Mamy i Taty, żeby pokazać światu życie w Bordeaux. Prawda taka, że jeszcze niewiele o tym życiu wiem a wszystko, co wiem, jest albo mało odkrywcze, albo nienadające się do publikacji. A i zdjęć mam niewiele, nie będę się tłumaczyć brakiem czasu, bo aż mi samej smutno od takiego głupiego tłumaczenia. Ale nadrabiam powolutku, bo tak się szczęśliwie złożyło, że wakacje nastały w tym samym dniu, w którym nastał powrót lata i mamy znów 20 stopni i aurę stworzoną do jeżdżenia rowerem i robienia zdjęć. 

Jeżdżenie rowerem po tym mieście dostarcza w ogóle takich wrażeń, że w kategorii zajawek do tej pory wyżej plasuje się tylko latanie na nartach. Mam taką zajawkę, że choćbym jechała na 10 godzin do szkoły, cieszę się, jeśli mogę zrobić to na rowerze, korzystając z najprawdziwszej ścieżki rowerowej, która zaczyna się pod moim domem a kończy pod wejściem do szkoły. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby tyle osób naraz rozwijało tak kosmiczne prędkości na rowerze, jak tu. Nawet nie chodzi chyba o to, że wszystko jest tu tak dobrze zorganizowane, co to to nie, na porządku dziennym są przecież ścieżki rowerowe połączone z torami tramwajowymi (w które to tory udało mi się pierwszego dnia w Bordo wpaść a warsztatów rowerowych leczących scentrowane od takich wypadków koła nie ma wcale aż tak dużo i wcale nie są aż tak tanie; zostałam nawet po pewnym czasie zapewniona, żebym się absolutnie nie przejmowała, że zrobiłam scenę na środku miasta zbierając się z torów, bo to ponoć tzw. klasyk bordoskiego gatunku, który zaliczyć wręcz wypada, no ok.) albo ścieżki rowerowe połączone z ulicą szerokości niepozwalającej samochodowi wyprzedzić roweru, co musi być w sumie dość frustrujące dla takiego samochodu. Chodzi chyba o to, że całe to miasto jest w zasięgu podróży rowerem, dlatego dla wszystkich jest to dość naturalny środek transportu, z czego wydają się być dość zadowoleni. Jeżdżę więc sobie i jestem tak szczęśliwa, że jak ten matoł robię zdjęcia o tematyce Franciszek i moja wyszczerzona buzia, czego rezultaty widać też i tu, ale skoro jest to naprawdę jedna z niewielu rzeczy, wywołujących aż takiego banana na twarzy, to nawet się tak bardzo nie wstydzę.

W kwestii Bordeaux na razie umiem powiedzieć tylko tyle, że jest to miasto tak piękne i przyjazne oku, że nie potrafię się na nie gniewać, nawet gdy muszę spędzić godzinę w transporcie publicznym z trzema przesiadkami, żeby dostać się do urzędu, który nie mógłby raczej być zlokalizowany w mieście, tylko francuskim zwyczajem - za jego obwodnicą. Nie chodzi o to, że jest jakieś perfekcyjne - można narzekać na  brak nocnych sklepów, tramwaje, do których w godzinach szczytu nie da się wsiąść, na to, że w niedzielę tytoniu nie kupisz, a jak planujesz pić wino, to lepiej mieć zapasy, bo stacje benzynowe w tym kraju zajmują się - o ironio - dystrybucją paliwa a nie alkoholu w godzinach nocno-porannych, w końcu na to, że nie istnieje tu coś takiego jak duża kawa a banki z niewiadomych powodów nie pracują w poniedziałki i piątki po południu. To wszystko jest niemiłe, ale to miasto tak skutecznie wynagradza wszystko swoim dziwnym naturalnym urokiem, że naprawdę nie mam mu tego za złe. 
Zdjęcia pewnie nawet w mini ułamku nie prezentują tego, co próbuję powiedzieć, są ponadto dość chaotyczne i nie przedstawiają żadnej spójnej historii, ale może trochę rozjaśnią tym, którzy nie wiedzieli, czy należy sobie wizualizować jako Bordeaux raczej Berlin, Londyn, Paryż czy Radom. Moja uniwersalna odpowiedź na to pytanie brzmi: nie wiem, kto nie widział, ten trąba.

Pozdrawiam serdecznie z wakacji, w piątek wyruszam machać rączką z karteczką Montpellier, skąd to wyruszamy z Mariolą machać rączkami w kierunku Barcelony. Będzie fajnie.

PS. W czwartek, jak dobrze pójdzie, zrobię prawdopodobnie najfajniejszą rzecz, jaką się da zrobić w tym mieście - pojadę najprawdziwszą ścieżką rowerową relacji Bordeaux - Ocean Atlantycki, 60km w jedną stronę. Proszę więc o wszystkie kciuki, żeby Franciszek nie rozkraczył się w połowie drogi!




















2 komentarze: